Śledź nas na:



Recenzja filmu Testosteron

Uwielbiam komedie, szczególnie komedie, na których można uśmiać się do przysłowiowych łez. Niestety takich jest coraz mniej w kinie. Jeżeli już się zdarzają daleko im do, tych w mojej ocenie, idealnych. Testosteron niewątpliwie nie znalazł się w tej zaszczytnej mniejszości.

Sama obsada świetna! Praktycznie czołówka polskich aktorów komediowych, między innymi jeden z moich ulubionych Maciej Stuhr, który grał rolę inteligentnego copyrighter'a. I to chyba jedyna postać, która nie była płytka.

W zasadzie głównego bohatera trudno jest określić. Akcja filmu rozgrywała się w jednym miejscu, wciąż wśród tych samych osób - grupy stale niezadowolonych mężczyzn. Opowiada o przyjęciu weselnym po ślubie, który się nie odbył. Jednego z bohaterów - Kornela przed ołtarzem rzuca ukochana, popularna piosenkarka, wyznając przy tym, że kocha rzekomo innego mężczyznę. Ale jak się okazuje kobieta zrobiła to dla rozgłosu, bo jak domniemuje jeden z uczestników wesela Fistach (Tomasz Karolak) miało jej to pomóc w wydaniu płyty i osiągnięciu sławy.

Początek filmu zapowiadał się interesująco. Nieco nieuporządkowana akcja, chwilami skłaniająca do własnego poszukiwania początku całej historii. Niestety w miarę jak film się „rozkręcał" malała jego atrakcyjność. I choć bezpośrednio po wyjściu z kina pierwszym moim odczuciem było, że rzeczywiście jest to dobra komedia, dająca to czego od niej oczekiwałam - a więc ucieczki w inny świat, w którym własne problemy staną się niczym, a przy tym będzie się można nieźle ubawić. Jednak szybko ta fascynacja minęła, a na jej miejscu pojawił się niesmak.

Film jest wręcz naszpikowany wulgaryzmami, brak w nim języka ojczystego, który jest tak bogaty, że przecież i najlepszy humor da się wyrazić. Jest to kolejny z czynników zaniżający moją ocenę tego filmu. Choć uważam, że każdy ma własny rozum oraz intelekt i posługuję się na miarę tego swoim słownikiem, to w tym przypadku nie mogę się powstrzymać od grymasu obrzydzenia. Mam młodszych braci i za nic w świecie nie pozwoliłabym im obejrzeć teraz tego filmu. Są oni podatni na manipulacje mediami i zapewne w ich odczuciu jest to „cool" film, który zasługuje na naśladownictwo. A to ostatnia rzecz na jaką naprawdę ta produkcja zasługuje. Chociaż zapewne za miesiąc lub dwa jakiś kolega go przyniesie do szkoły...

Jest jeszcze jedna rzecz z jaką nie potrafię się zgodzić. Otóż obraz kobiety jest przesadzony. Przesadzony w takim sensie, iż jest powiedziane wprost, że każda z nich jest materialistką i traktuje faceta jak zabawkę, która rzuca w kąt jak się już znudzi... Czy w rzeczywistości tak jest? Przecież gdyby każdy mężczyzna miał takie zdanie to żaden by się nigdy nie ożenił z obawy przed utratą stabilnego ogniska domowego. No cóż - każdy ma prawo do swojego zdania, być może scenarzysta, albo reżyser jest zakompleksionym małym chłopczykiem, któremu w życiu się coś - z bliżej nieokreślonych przyczyn - nie poukładało i próbuje to w jakiś sposób wyrazić? Suma summarum płęta filmu sprowadza się do traktowania kobiet - przez jego bohaterów - jedynie jako przedmiotów, istot potrzebnych do zaspokojenia męskich popędów dyktowanych przez hormon testosteron i instynkt przetrwania gatunku...

Przed obejrzeniem filmu słyszałam na jego temat dużo różnych, często sprzecznych opinii. Jedna z nich była taka, że film ten nie nadaje się dla osób, które biorą ekranową rzeczywistość zbyt serio. I absolutnie zgadzam się z tym stwierdzeniem! Obejrzałam i śmiało mogę powiedzieć, że na mojej postawie wobec płci przeciwnej nie wywarło to żadnego wpływu. Jednak osobiście miałam okazję zetknąć się z przypadkiem gdzie osoba po obejrzeniu filmu wysunęła dość śmiały wniosek, że twórca obraża wszystkie kobiety, sprowadzając je do rangi prostytutek, dając jednocześnie mężczyzną przyzwolenie na takie właśnie ich traktowanie. I zmianie nastawienia do własnego partnera, niczego właściwie niewinnemu, który teraz gęsto się musi tłumaczyć ze swoich poglądów, bo nijak nie da się zmienić zdania tejże osoby, że „mężczyźni przecież tacy są"!

Dlatego właśnie uważam, że nie jest to dobry film. Nie jest to przede wszystkim produkcja, którą może obejrzeć młodzież szkolna. Moim zdaniem film powinien być dozwolony przynajmniej od 18 lat. Bądź powinien być oglądany wraz z osobą starszą, która potrafi wytłumaczyć fabułę i pokazać gdzie się kończy akcja filmu, a zaczyna rzeczywistość.

Jednak, żeby nie pozostawać jedynie w sferze krytyki muszę powiedzieć, że film traktowany z przymrużeniem oka, oglądany w towarzystwie dobrych znajomych, przy towarzyszącym temu dyskusjom może być dobrym rozwiązaniem na spędzenie wesołego wieczoru. I na tym powinna się właściwie kończyć jego rola - powinien bawić, nie edukować.

W mojej ocenie zatem film zasługuję na 3+. 3 należy się za całokształt produkcji. W końcu ktoś włożył w to dużo wysiłku, a i gra aktorska była pierwszorzędna. Niektóre gagi również były zabawne. Mi np. najbardziej utknęła w pamięci scena kiedy Robal biegał w poszukiwaniu łazienki przez cały dziedziniec. Natomiast + należy się za być może ukryte przesłanie twórców filmu. Być może mieli oni całkiem odwrotne zamierzenia, żeby film ten uczył jak nie postępować. Tylko moim zdaniem - jeśli już taki był ich zamiar - nie wzięli pod uwagę do kogo tak naprawdę ten film trafi i jak polskie społeczeństwo go potraktuje...

 



Zobacz także